sobota, 28 grudnia 2013

Witajcie z tej strony Jagoda. :) Mamy godzinę 00:51, a mnie nagle przypomniało się, że istnieje oto ten wspaniały blog. :) trochę się zakurzył, w końcu ostatnia notka pojawiła się tutaj 25 czerwca xD
Ogólnie rzecz biorąc trochę się zmieniło, każdy, że tak powiem "ma swoje własne życie", to znaczy, że coraz rzadziej się spotykamy, no cóż taka kolej rzeczy. :P U mnie raczej nic się nie zmieniło, poza tym, że zostało jeszcze tylko 1,5 roku zawodówki. :D Strasznie się boję tego, że nasz rocznik (96) wchodzi w strefe 8-nastke to będzie pogrom, jaka ja juz jestem stara. :O  Trzymajcie się ciepło, może się jeszcze tu kiedyś pojawię, albo jakaś koleżanka. :)

PEACE!


(słodka ja i Roki, sylwester 2012/2013)





ANO I WSPANIAŁEJ ZABAWY SYLWESTROWEJ I PIĘKNEGO ŻYCIA! :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Czerwiec'12-Grudzien'12

No hej!
Nie prowadziłyśmy bloga i nawet nie zauważyłyśmy, kiedy stuknęło nam 1000 wyświetleń! :) Nie wiem kto i nie wiem kiedy, ale wielkie dzięki za odwiedziny. :)
Dzisiaj naszła mnie chęć na nabazgranie czegokolwiek na tym opuszczonym blogu, ale nie miałam żadnego pomysłu na notkę. Jul podpowiedział, że mogę napisać coś w rodzaju sprawozdania z całego roku, czyli jakoś od czerwca tamtego roku, do dziś. Więc... zaczynamy!

Czerwiec 2012.
Dobrze kojarzy mi się tamten czas. Streszczając: koniec gimnazjum. Był to czas, kiedy nasza klasa się zgrała i po raz pierwszy poczułam się w niej w 100% swobodnie. Może stało się tak, bo czuliśmy, że się rozchodzimy czy coś. W każdym razie bardzo cieszę się z tego faktu, bo to był świetny czas. :) 21.06 - komers. Świetna zabawa. Nie wiem, co więcej mogę tu napisać. Wspaniały wieczór z wspaniałymi ludźmi, tyle.



Potem przyszedł czas na obóz strażacki. Tutaj też nie mogłam narzekać. Świetna ekipa! :D Szkoda, że w tym roku byłam już za stara, bo zazdroszczę młodym, że znowu jadą na obóz. :D


Po obozie noc w szkole. Wolę nie komentować tego, co tam się działo. Najpierw pieczenie pizzy, jazda MOIM wózkiem sklepowym, wyścig dżdżownic na korytarzu w "hotelu", pieśni kościelne pod drzwiami, pani P, która karze nam ogłosić próbę o 5 nad ranem, spacer po Buczu, zamulanie w hallu, jakaś śmieszna prezentacja, na której zasypiałam, ale ktoś był na tyle niemiły, że co chwilę mnie budził. :( Dałabym jakieś zdjęcia, ale żadnych z tego dnia nie posiadam. 
Potem przyszedł czas na zakończenie roku. Moje urodziny akurat! Wszyscy smutek, ryk i w ogóle taka sytuacja. Szkoda było się z nimi żegnać, ale trzeba było. Zakończenie minęło, na spontana wymyśliliśmy sobie ognisko klasowe. U mnie oczywiście. To była jedna z niewielu rzeczy, która naszej byłej klasie wyszła. I to jeszcze tak spontanicznie. :D Udało nam się nawet załatwić namioty! Najbardziej w pamięci utkwił mi fakt, że Erni nie zapiął namiotu i pogryzły mnie komary. Do tego szliśmy o 4 odprowadzić Darię, bo jechała tego dnia na wesele. :D






Lipiec/Sierpień
Te miesiące to głównie Chorwacja i wieczorne przesiadywanie na wsi. Jula u mnie, ja u niej, spacery z Kasią, Martą, Jagodą i Darią. Fantastyczne wakacje innymisłowy. Do tego cały czas jakieś zabawy, dożynki, pizza, omegle, dużo Turków. Świetny czas! 



Wrzesień
Wraz z wrześniem nadeszła nowa szkoła. Nowi ludzie, nowe otocznie. Mocno się bałam, ale jak się okazuje - nie było czego. Pamiętam dobrze, jak obczajałam Marti i stwierdziłam, że musi być głupia i nie chcę jej w klasie. :D Jednakże 3 września okazało się, że Marti nie jest taka zła i chyba nie będzie moim wrogiem. Na początku nie przepadałam za swoją klasą. Z czasem zaczęłam lubić tych wszystkich ludzi. Dzisiaj nie chciałabym się z nimi rozstać. To pokazuje, że nie można oceniać ludzi po pozorach i czasami opłaca się niektórych poznać lepiej. Z czasem poznałam szkołę, nauczycieli i wszystko jakoś się ustatkowało. 
Wrzesień to także urodziny Julii! To właśnie 21.09 stała się dojrzałą 16! <3



Październik 
Październik to przede wszystkim urodziny Jagody. Super biba i pogo na środku barchlińskich ulic. Wiele zdjęć z Julą w domu Jagody. Wtedy można powiedzieć "zaczęło się". :D





Listopad/Grudzień
W listopadzie nic konkretnego. Dni leciały, każdy praktycznie taki sam. W weekendy się coś ogarniało i tyle. 
W grudniu wycieczka do Berlina. Integracja z klasą i te sprawy. Mimo obaw - udana. Chcę dodać, że lepiej nie zdawać się na mnie i Julę podczas zamawiania czegokolwiek do jedzenia. Przynajmniej nie mówcie "obojętnie", bo nie skończy się to dla Was dobrze. :> 




Później wigilia klasowa. Wigilia jak wigilia. 



Później Święta w domowej atmosferze, goście z Lublina, prezenty. 

No, to tak po krótce. 
Jeżeli tylko znajdę czas, to jutro opiszę ten rok. Mam gdzieś, czy tego chcecie, i tak opiszę. XD

niedziela, 7 kwietnia 2013

Sprawozdanie + zdjęcia

Cześć, tu Jul. Postanowiłam dodać tu małe, krótkie sprawozdanie z ostatnich kilku dni. We wtorek wybrałam się do Witosławia do Marty, zrobiłam jej kilka zdjęć. Niestety bez jej zgody nic tu nie mogę dodać, więc macie tylko to:

Dość sporo pospacerowałyśmy, wybrałyśmy się nad jezioro.

I jadłyśmy jakieś tam niedobre żelki. Ogólnie jestem taka super, szalona, odważna itp., o czym świadczy poniższe zdjęcie.

Jakby ktoś nie zrozumiał. to był to sarkazm. W środę wróciliśmy do szkoły, jakoś szybko to przeleciało. W piątek po lekcjach pojechałam do Pauli. Pokazała mi trochę tego jej pięknego miasta, BYŁYŚMY W SKLEPIE. Zrobiłyśmy babeczki, których całą porcję zjadłyśmy w nocy. Dwie godziny rozmawiałyśmy sobie z jej fajną mamą (serio fajną :D) i tak jakoś zeszło.  W sobotę od rana na Drzwi Otwarte, jakże miło było wstawać przed 8! W Kolbergu jak zawsze bardzo ciekawie, wszyscy byli bardzo zainteresowani krótkim i dobitnym przemówieniem pani dyrektor, które z pewnością zachęciło wszystkich kandydatów do tego, aby od września zawitać do naszej przecudownej szkoły. Wszyscy byli ucieszeni również faktem, że było rozdawane za darmo jedzenie (pączki z ciekawostkami, ta kreatywność). Nawet Jagoda wpadła na chwilę się pośmiać z Dominiki i jej super wdzianka. :D Po Drzwiach Otwartych do Śmigla z Marti mamą, w Śmiglu z Bartem i Domcią spędziliśmy radosne chwile oczekiwania na przyjazd mojej wspaniałej siostry, Joanny, siedząc w Agorze, pijąc herbatę (D), latte (J) i jedząc hamburgera (B). W domu zjadłam obiad i poszłam spać na jakieś 2 godzinki, a później zamulałam, bo nie miałam energii na nic bardziej produktywnego. Za to Dominika razem z Marti, Sebą, Szkopem pojechała na 18., gdzie była jeszcze Paula, Aga, Zuza... Ogólnie to boję się usłyszeć szczegółowych opisów tejże imprezy, bo rozmawiałam z Dominiką o 2 w nocy i dawno się tak z niej nie śmiałam, chyba ostatnio w sylwestra. :D A dzisiaj sobie pospałam do 12, zjadłam bardzo pożywne śniadanko i bardzo ciekawie spędziłam niedzielne popołudnie - oglądaliśmy z tatą TV, a później wybrałam się rowerem w malowniczą podróż trasą Bucz - Sączkowo. Oczywiście nie omieszkam wspomnieć o tym, że przyszła wiosna, bo na pewno nie byliście o tym poinformowani. Jutro jedziemy kibicować Wice i innym w Poznaniu! :> No, to chyba wszystko. To do kiedyś. :)

sobota, 6 kwietnia 2013


Witam!
Moja dzisiejsza notka ma być poświęcona tematu typowo o dzieciach. Długo myślałam jak to napisać, nadal zbieram myśli w głowie. Zaczynając od tego, że kiedyś wszyscy byliśmy dziećmi, niektórzy nadal nimi są . Dla swoich rodziców na zawsze pozostaniemy dziećmi, którym trzeba pomagać, wspierać. Dziecko to pojęcie względne, każdy jest innym dzieckiem, dorasta staje się obywatelem Polski, pójdziemy na wybory, zagłosujemy na kogoś kto nam przypadł do gustu. Dobra, dobra, ale już schodzę z tematu. Dziecko będąc niemowlęciem często płacze, dostaje kolki, rodzice w pewnych momentach już nie dają rady, są zmęczeni. Po prostu myślą o tym, że mają dosyć dlaczego, po co? Lecz kochać swoje dziecko to zrobić dla niego wszystko. W wieku dwóch lat już są po prostu piękne, słodkie mała niewinne dzieci. Zaczynają chwytać pierwsze słowa, poznają świat z całkiem innej perspektywy. Cztery lata to już jest coś, opowiadają głupie historie, śmieszne teksty. Jest bardzo miło i przyjemnie. Tacy jesteśmy jakoś do wieku 6 lat. W podstawówce pierwsze przekleństwa, jakieś „chuligańskie” wyczyny, może pierwszy alkohol, papierosy. W gimnazjum to już jest coś! Myślimy, że jesteśmy dorośli, zgrywamy pozerów, palimy papierosy dla sszpanu, pijemy alkohol, tylko po to aby się przypodobać(nie wszyscy).W dalszym okresie z tego wyrastamy, przynajmniej takie moje odczucie. Kończymy szkołę, poznajemy miłość swojego życie i spędzamy z nimi resztę życia. W życiu dorosłym pojawiają się coraz większe problemy, z którymi nie zawsze dajemy sobie rade, ale wtedy pojawia się ta osoba którą kochamy, jest naszym pomocnikiem w naszych działaniach. W sumie rzecz biorąc opisałam jacy stajemy się w życiu w pewnych jego momentach, do czasu gdy znajdujemy sobie miłość życia. Oczywiście każdy z etapów można opisać szerzej, ale to na tyle. Hej!

                                                              Kochajmy je.






Można podrzucić kilka tematów co można by było tu napisać. :)

Jagoda.







piątek, 5 kwietnia 2013

Helloo! :D
Gazela nalega abym napisała super słit notkę xd miałam to zrobić już w środę, no ale mamy piątek, co za różnica. Piątek, a środa-to samo. Jak na razie brak pomysłu, ale postaram się jutro napisać coś bardzo ciekawego, no może będzie to w poniedziałek.:D Miałam oglądać first love, no ale przyszła taka głupia Patrycja, ale to swoją drogą. Jutro wybieram się z Gazelą na dni otwarte do kolba, będę udawać gimbusa i odwiedzę Gazelę w kawiarence z Julią natomiast porozmawiam o profilu mat-geo. :D W niedzielę zagościmy na koncercie Luxtorpedy w Lipnie. Wojt jedzie tylko dzięki temu, że ma taką fajną koleżankę jak Jagoda i to dzięki mnie jej tatuś pozwolił jechać, z tego co się zanosi, spotka się kilka znajomych twarzy.

PS.Jak będą przerabiać Kaczmarskiego jak będę na kursach to się zabije, zasiekam na śmierć. :D







Całuje i pozdrawiam jak zawsze wam oddana Jagoda G.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Prośba

Hej, mamy taką małą prośbę. Otóż, aby blog szybko się rozwijał, musi mieć czytelników. Wierzymy, że Wy często odwiedzacie naszego bloga i chętnie czytacie napisane przez nas notki. Aby Wam to ułatwić, blogger ma pewien magiczny przycisk, a mianowicie:

Dącia, mistrzyni fotoszopa. :3

Tak, właśnie tak, zachęcamy do obserwowania bloga. Opcja ta ułatwi Wam czytanie. Będziecie informowani o wszystkich nowych notkach, poza tym nam zrobi się miło i będziemy miały motywację do dalszego pisania. Wystarczy mieć konto na googlach.

Do dzieła, liczymy na Was! :)

środa, 3 kwietnia 2013

Unia Leszno, żużel, pasja

   Weźcie popcorn, herbatkę i przygotujcie się na długą notkę. :)

   Hej, nie miałam żadnych innych pomysłów na post, więc postanowiłam opisać trochę jedno z moich największych zainteresowań, a mianowicie żużel. Moja przygoda z tym sportem zaczęła się w 2006. Pierwszy mecz, który obejrzałam na żywo, to rywalizacja Unii Leszno z Marmą Rzeszów. Od razu zakochałam się w tym sporcie. Fascynowało mnie dosłownie wszystko. Walka zawodników na torze (także poza nim), doping na trybunach, zapach metanolu, atmosfera meczu. Jak to się stało, że zaczęliśmy jeździć na żużel? To proste: Paulina wzięła pewnej niedzieli Madżera, a dwa tygodnie później Madżer namówił rodziców i pojechaliśmy.
   Bardzo dobrze wspominam pierwsze mecze. Codzienne cięcie gazet w celu zrobienia konfetti, szukanie zdjęć i informacji na temat zawodników, przeglądanie galerii po każdym meczu i ta nadzieja: "może załapałam się na jakimś zdjęciu!". To było (i nadal jest) wspaniałe.

Unia w 2006 roku
   Od 2006 roku skład mojej ukochanej Unii diametralnie się zmienił. Z zawodników reprezentujących biało niebieskie barwy do dziś w klubie pozostał tylko Damian Baliński. Czasami tęsknię za składem z tamtych lat. Wtedy drużyna była bardziej zgrana, bardziej skora do pomocy. Ciekawe, jak sprawdzi się tegoroczny skład.
   Jedną z najlepszych dla mnie rzeczy w tamtym okresie były wizyty w parku maszyn. Po każdym meczu mogliśmy wejść po autografy i zdjęcia z zawodnikami. To było piękne. Mogłam być tak blisko moich idoli! Było mi dane widzieć ich z bliska, a nie tylko na torze. Tutaj macie prawdopodobnie moje pierwsze żużlowe zdjęcie:
Rafał Dobrucki
   Szkoda, że teraz zakazuje się zawodnikom na motorach przybijania piątki kibicom. Pamiętam jeszcze, jak po meczach biegaliśmy do barierek odgradzających tor i zawieszaliśmy się na nich, aby klepnąć w dłoń naszych ulubieńców. Po tym całą drogę do domu ekscytowaliśmy się tym i gadaliśmy bzdury typu Już nigdy nie umyję tej ręki! Dobre jest to, że wtedy naprawdę nie chcieliśmy myć dłoni, bo przecież zawodnik dotknął, to świętość!

o to mi właśnie chodzi. :)
   Kolejnym dobrze wspominanym aspektem żużlowego życia jest przypisywanie sobie zawodników. Chyba każda młoda fanka miała jakiegoś żużlowego "męża". W moim przypadku na początku fascynował mnie Bally, bo taki przystojny, taki śliczny zarost! Później jego miejsce zajął przemiły Chorwat, tj. Jurica Pavlič. Jego już nie kochałam za urodę (chyba nie ma się co dziwić... ;)), ale za charakter, osobowość, charyzmę i jazdę. Teraz nie mam już swojego ulubieńca, chyba z tego wyrosłam. 
   Od wymienionego wyżej meczu z Rzeszowem, jeżdżę na większość meczy Unii u siebie. Są wyjątki, że nie mogę zjawić się na Smoku, ale raczej nie wynika to z niechęci bądź znudzenia czarnym sportem, ale różnorakich wyjazdów. Byłam także na kilku meczach wyjazdowych, na których atmosfera jest nawet lepsza, niż na meczach w Lesznie. Chodzi o to, że na meczach "u siebie" jest wielu piknikowców. Nie włączają się oni w doping tak, jak bym chciała, aby się włączali. Po prostu siedzą i oglądają zawody. Nie robią szkocji, nie śpiewają przyśpiewek, tylko siedzą jak te posągi. Oczywiście nie można im tego zabronić, ale fajnie byłoby, gdyby większa ilość kibiców włączała się do dopingu. Wracając do wyjazdów, na mecze te jeżdżą w większości Ultrasy i osoby, które chcą pokrzyczeć, podopingować, przez co atmosfera staje się lepsza.

   Przez te kilka lat dane mi było oglądać wiele wspaniałych opraw. Nie tylko kibiców leszczyńskich, ale także innych drużyn. Można się jednak domyślić, że te unijne podobały mi się najbardziej. ;) W pamięci utkwiły mi przede wszystkim:




Z innych wspomnień związanych z oprawami przygotowanymi przez SSKUL mogę jeszcze wymienić końcówkę meczu i odśpiewaną piosenkę To już jest koniec w stronę Falubazu, gdyż było pewne, że przegrają z Unią, a tym samym nie będą się liczyć w walce o medale. (LINK 1:44, 1:54-magia). Inne świetne oprawy to cały stadion w biało-niebieskich sreberkach/kartonach (LINK), cały stadion w złocie (na finale oczywiście, Unia Leszno mistrzem Polski, LINK,), wyjście spod fontanny i przemarsz na stadion, "dialog" z Falubazem na meczu w Zielonej, oraz wiele innych. 
   Oprócz meczy Unii, mam "na koncie" Grand Prix, Memoriał im. Alfreda Smoczyka, Indywidualne Mistrzostwa Polski, Drużynowe Mistrzostwa Świata. Za każdym razem emocje ogromne. Jeżeli chodzi o rywalizację indywidualną, moi faworyci często się zmieniali. Do 2010r był nim Leigh Adams, ale kiedy zakończył karierę, musiałam "przerzucić się" na innego zawodnika. Jest nim Greg Hancock. Przemiły, przewspaniały Amerykanin, najstarszy uczestnik GP. Ogólnie rzecz biorąc, wolę zmagania drużynowe, bo łatwiej kibicuje mi się drużynie, aniżeli jednemu zawodnikowi (dziwne...). 
   Teraz może kilka piosenek, które kojarzą mi się z meczami, zawodnikami, stadionem:
* The White Stripes - Seven Nation Army, (przeróbka popopopopopopop XD)
* Rednex - Cotton Eye Joe (nie wiem skąd skojarzenie z Gregiem Hancockiem...),
* Stand up for the Champions (Leig Adams!).
   Na koniec jeszcze kilka "fantów":




Nie chciało mi się szukać więcej. 
   Nie zanudzając więcej, zakończę jakoś ten post. A więc, mam z żużlem masę przewspaniałych wspomnień, nie macie pojęcia, ilu rzeczy nie opisałam tutaj, być może opiszę je w przyszłości (tak, chyba zrobię jeszcze jedną notkę o żużlu). Mam nadzieję, że sezon 2013 będzie obfitował w wiele zwycięstw naszej przekochanej Unii i nie zawiedziemy się na drużynie. Szkoda, że odwołali nam dwie pierwsze kolejki. Nie pozostaje nam nic innego, jak oczekiwanie na zmianę pogody! Narazie. ;)

Dącia.