Więc obudziłam się o 8:30, bo Madżerek (kochaniutka siostrzyczka, low ju soł macz) postanowiła wpuścić mi do pokoju Rokiego (durny, śmierdzący pies), który standardowo zaczął lizać mnie po twarzy (teraz jest ten moment, w którym mi współczujecie i piszecie komentarze, że łączycie się w bólu). Wstałam, ubrałam się, przez godzinę jadłam śniadanie. Kiedy mój brzuszek był już pełny i zadowolony, poszłam z Dawidkiem (braciszek, wielkie low dla niego) grać w S.T.A.L.K.E.R'a. Jestem świetnym graczem, bo tylko ja potrafię załatwić bazę bandytów, będąc wyposażonym w samą strzelbę. Miałam misję, żeby zdobyć dokumenty z laboratorium i nie wiedziałam, że muszę zabić kontrolera... :/ Jak już się domyśliłam (tak naprawdę to sprawdziłam na jutubie, ale cii), to musiałam kończyć, bo zostałam wybrana do reprezentowania naszej rodziny na corocznym pokazie mody zwanym święconką. Nie rozumiem, dlaczego akurat mi przypadł ten zaszczyt, bo przecież nie miałam nic nowego (oprócz sznurowadeł przy glanach, teraz szpanuję szarymi). Okazało się, że Jagoda i Kasia (powinniście je znać, najpiękniejsze dziewczyny w Barchlinie) też idą, więc nie byłam osamotniona. Około godziny 13:05 te dwie niewiasty zapukały do drzwi mego domu i ruszyłyśmy w drogę. Oczywiście żadna z nich nie zauważyła moich nowych sznurowadeł... -.- Kiedy weszłyśmy na salę, na której odbywało się owe wydarzenie, okazało się, że jesteśmy pierwsze (nie licząc pani sołtysowej, która wyzwała nas, że nie mamy dotykać firanek).O godzinie 13:29 wszyscy zgromadzeni ucieszyli się, bo naszym oczom ukazał się nie kto inny, jak ksiądz Krzysztof, który przyjechał z zamiarem poświęcenia naszego jedzenia (którym pachniało w całym pomieszczeniu, przez co zrobiłam się głodna). Chodził między ludźmi i zaglądał wszystkim do koszyczków, po czym polewał je wodą. Jak doszedł do nas, to wyzwał Jagodę, że się śmieje (w tym momencie współczujecie Jagodzie). Zapomniałam, że miałam dwa koszyczki (jeden bezglutenowy), więc koło mnie stał podwójnie długo.Nikt z moich znajomych nie miał na sobie nowych rzeczy (jest za zimno na pokaz mody wiosennej :(), tylko Daria pochwaliła się wszystkim nową kurtką. Tym święconka różniła się od wszystkich innych. Muszę wspomnieć, że z okazji, iż wybierałam się na to niezwykłe wydarzenie, wypastowałam glany, czego nigdy nie robię (brudne glany, to szczęśliwe glany!). Podczas drogi powrotnej towarzyszyło nam dwóch niezwykle przystojnych mężczyzn, czyli Bartosz i Ernest (mrrr!). Jak już znalazłam się w domu, moja rodzina ciepło mnie powitała (ha ha), podała mi obiad i zrobiła kawę (miałam na obiad rosół i kapustę kiszoną z grzybami). Później obejrzałam sobie zdjęcia z Chorwacji z 2012 roku i powspominałam. Zdałam sobie sprawę, że tęsknię za latem (już dawno, ale teraz to napiszę). Jak skończyłam, to jadłam i siedziałam przy komputerze (ale na przemian). Kiedy to mi się znudziło/najadłam się to poszłam się wykąpać (nie wiem, co we mnie wstąpiło). Po kąpieli weszłam na fejsbuczka i mój największy fan poprosił mnie o wpis, więc piszę!
Na zakończenie pragnę dodać, że będzie mi miło, jeżeli zadacie kilka pytań na ask'u i podacie jakieś pomysły na następne notki. Możecie liczyć na moją kreatywność. Pozdrawiam serdecznie i życzę wesołych świąt zmartwychwstania Pańskiego. :)
Dącia. <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz